Przejdź do treści

Świadectwo Katarzyny

  • przez

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus

Mam na imię Katarzyna, jestem matką 3 trójki dzieci, a tak naprawdę to piątki, tylko, że dwoje dzieci mieszka w niebie u pana Boga. Drodzy rodzice, którzy rozpaczacie po śmierci swoich dzieci, chcę opowiedzieć Wam moją historię, przez co chcę dać świadectwo jak ufać Bogu w tak trudnych i smutnych chwilach życiowych.

Było to 13 sierpnia 2005 roku zwoziliśmy w naszym gospodarstwie słomę, był to już ostatni wóz i był dla mojego syna Michałka lat 14. Jadąc cięgnikiem ( on kierował) wpadliśmy do dużego rowu i ciągnik przygniótł Michałka. Leżał w szpitalu w śpiączce 3 tygodnie i 3 dni zmarł 6 września.

W czasie Jego pobytu w szpitalu w naszej miejscowości w naszej kaplicy ( gdzie odprawiane są msze św.) każdego dnia nasza ludność przychodziła do tej kaplicy by modlić się o cud uzdrowienia mojego syna. Ja w ten czas prowadziłam kółko różańcowe dzieci i młodzieży, to one właśnie zainicjowały te dni modlitw – jestem im do dziś wdzięczna za dar modlitwy. Ktoś może zapytać – to tyle modlitw i co? I dlaczego Michałek umarł? – bo taka była wola Boga.

Ja przejeżdżając ze szpitala, szłam do tej naszej kaplicy by wraz ze wszystkimi się modlić o cud ( a w duszy zgadzałam się z Jego wolą), po jakimś czasie modliłam się do Boga Ojca by dał mi siłę do niesienia krzyża.

I Pan Bóg tą siłę mi dał – bo w dzień w którym odszedł mój syn z tego świata to ja Jego matka mu na to pozwoliłam. Będąc przy Jego łóżku powiedziałam mu te słowa: Michałku kocham Cię, ale jeśli chcesz iść do twojego taty, to ja ci nie zabraniam” – chcę tu powiedzieć do taty, bo tata Michałka, a mój mąż Piotr zmarł cztery lata przed śmiercią naszego syna 1 września 2001 roku ( było to w godzinach przedpołudniowych a syn umarł około godziny 16). Po pogrzebie syna miałam sen, że mój mąż i syn trzymając się za ręce, uśmiechnięci i bardzo, bardzo szczęśliwi razem szli w stronę światła.

Nie myślcie, że nie rozpaczałam – tak, płakałam, pytałam dlaczego? Ale miałam pewien obraz przed oczyma i w mojej duszy Obraz matki Bożej, która trzyma martwe ciało swojego syna ukochanego i jedynego w swoich ramionach. Ona Matka Boga patrzyła na śmierć swojego dziecka, a przecież Ona mogła powiedzieć Bogu i poprosić by też krzyż cierpienia został jej zabrany mogła, ale tego nie uczyniła, nie pytała dlaczego. To cóż ja? Jeśli Matka Najświętsza była wierna Bogu i w pokorze przyjęła ten krzyż, to ja w niej widziałam moją siłę i wiarę. Ufam Bogu do końca i ułam dziś. Pogrzeb mojego syna odbył się 9 września 2005 roku. Był ogrom ludzi, dzieci, młodzieży. Ksiądz na kazaniu powiedział, że” Michałek był gotowy teraz na niebo”. A przed całym wydarzeniem mój syn brał udział w rekolekcjach, gdyż miał we wrześniu zostać lektorem, był po generalnej spowiedzi. W dzień pogrzebu doznałam bardzo bliskości Boga. Kiedy wszyscy poszli już do swoich domów wieczorem, kiedy moje dzieci już zasnęły, ja odmawiałem różaniec, kiedy skończyłam w tej ciszy wołałam „Boże proszę Cię pociesz mnie, przytul mnie do swojego serca, daj ukojenie mojemu bólowi”. I w tej chwili poczułam ogromne ciepło jak ktoś mocno mnie obejmuje, ktoś siedział obok mnie, a w moje serca wstąpił pokój. 

Drodzy rodzice pogrążeni w żałobie powiedzcie Bogu jak bardzo Wam ciężko, pozwólcie by Was przytulił, otwórzcie swe serca na Jego pokój, miłość, na Jego radość.  Ja przez to trudne doświadczenie, jeszcze bardziej zbliżyłam się do Boga i dziękuję Mu, że mogła urodzić Michałka i wychowywać go przez 14 lat, że mogłam Go uczyć miłości, wiary, że mogłam kochać – kocham Go dziś. Rozmowa z Nim daję też mi to, że wiem, że On mój syn żyje w innym świecie, świecie gdzie nie ma zła ani cierpienia, bo też wiem, że wstawia się za nami wyprasza dla nas różne małe łaski. Na początku powiedziałam, że dwoje dzieci jest po tamtej stronie. Urodziłam pierwszą córeczkę Marysię ( 3.08.1987) żyła tydzień i zmarła. (I też jest małym aniołkiem).

Tu w Zabawie byłam 20 września i dowiedziałam się o rekolekcjach dla rodziców, którzy stracili dzieci w wypadkach – dlatego pisze ten list, by Was pocieszyć, by powiedzieć że nie jesteście z tym cierpieniem sami – przede wszystkim jest z nami Bóg i Matka Jego która rozumie najlepiej nasze cierpienie, naszą rozpacz. Pozwól Jej otrzeć swoje łzy, które ciągle płyną po policzku niech Jej matczyne ciepłe dłonie otrą tą ostatnią łzę i zamieni je w kropelki bożej radości.

Życzę Wam kochani by Dobry Nasz Bóg przytulił Was tak mocno jak przytulił mnie w dzień pogrzebu mojego syna Michałka. I rozmawiajcie ze swoimi dziećmi, bo, pomimo że się z nimi nie widzimy, to Oni nas słyszą i są z nami. Niech ta miłość trwa na zawsze 

Szczęść Boże.
Katarzyna

Skip to content